Mniej
więcej trzy tygodnie temu wybraliśmy się z kolegą ze studiów na
miasto. Kiedy mieliśmy już zamiar wracać (ja do mieszkania on do
domu), podszedł do nas pewien dosyć młody facet (28 lat).
Rozmawialiśmy wtedy chyba o studiach i on wtrącił coś na temat
tego, jak to źle jest w tym kraju i że wyższe wykształcenie nic nie
znaczy. Pogadaliśmy z gościem, wydał mi się raczej
inteligentny, choć trochę, nie wiem jakiego słowa użyć,
powiedzmy "patologiczny". W pewnym momencie skręcił w
lewo, mówiąc, że idzie na dziesiąte piętro. Spodziewałem się, że
po prostu mieszka tak wysoko, ale szybko okazało się to nieprawdą,
ponieważ zamiast wchodzić normalnie drzwiami, facet zaczął
się wspinać na rusztowanie. Gdy spytaliśmy się co robi,
stwierdził, że planował to od 3 miesięcy i zamierza odebrać
sobie życie. Natychmiast zareagowaliśmy, próbując go przekonać, by
zszedł i stosunkowo szybko nam się to udało. Być może nie był
aż tak zdecydowany jak twierdził. W każdym razie znalazł się bezpiecznie na ziemi i po
naszych prośbach i namowach opowiedział swoją historię. Nie będę
się wdawał w szczegóły, generalnie gość ukończył uczelnie, na
której my również studiujemy, jednak raczej mniej poszukiwany
kierunek i nie mógł znaleźć pracy. Jako, że studia wiele go
kosztowały był zdecydowany nie pracować za 1500 na budowie czy
podejmować się pracy, która nie byłaby w ogóle związana ze
studiami. Okazało się również, że był w konflikcie z rodziną i
nie był w stanie opłacić czynszu, więc sypiał na ławce w parku.
Próbowaliśmy z kumplem go jakoś pocieszyć, a przede wszystkim pomóc
mu znaleźć rozwiązanie, ale wydawał się zamknięty na wszelkie
opcje mu dostępne. Jako, że był raczej sympatyczny i było mi go
żal, zaprosiłem go do mieszkania. Chciałem, żeby przespał
się w normalnych warunkach jedną noc, dzięki czemu będzie w stanie
trochę jaśniej spojrzeć na to wszystko. Jakiś czas później kolega
nas opuścił, zostałem z niedoszłym samobójca sam na sam. Może
pomyślicie, że ryzykowałem i faktycznie coś w tym może być,
jednak zawsze byłem w stanie dobrze wyczuwać ludzi i w tym
przypadku miałem przeczucie (naprawdę silne), że nic mi nie grozi.
Rozmawiało się bardzo ciekawie, zeszliśmy na filozofię, religie i
medytację. Po omówieniu tych tematów, facet stwierdził, że nigdy
jeszcze nie spotkał nikogo tak mądrego w moim wieku i że być może go zwodzę po to, aby wyciąć jego nerkę ;D. Ostatecznie przespał się parę godzin w mieszkaniu (ja nie zmrużyłem oka, mimo że mu ufałem, musiałem zachować pewne środki ostrożności). Wyszedł koło 10 rano i od tej pory go nie spotkałem.
Trzeba to teraz jakoś podsumować, wyciągnąć wnioski, więc tak :
Po pierwsze - To że skończyłeś dany kierunek nie oznacza, że musisz pracować w tym konkretnym zawodzie. Jest to raczej oczywiste, ale jak widać nie dla wszystkich. Poza tym trzeba sobie dać czas, popracować np. fizycznie i w międzyczasie szukać wymarzonej pracy (albo stworzyć ją samemu).
Po drugie - Ludzie z reguły są egoistami. Nie ma w tym nic złego, to jest zwyczajnie naturalne, że dbamy o własny interes. Jednak trzeba zauważyć, że chęć pomocy również wynika bardzo często z egoizmu, chęci podniesienia własnej wartości albo jak w moim przypadku poczucia swoistej myśli, odpowiedzialności za ludzi bardziej zagubionych ode mnie. Pomaganie innym sprawia mi radość, tak jak mnóstwu innych ludzi dlatego nie wahajcie się prosić o pomoc w trudnej sytuacji, zdziwicie się ile nawet obcych wam osób będzie gotowych udzielić wam wsparcia na różnych płaszczyznach.
Po trzecie - Chcesz to się zabij ;), ale szczerze nie widzę sensu, skoro tak czy siak umrzemy. Szczególnie, że tak naprawdę nie wiemy co nas w przyszłości spotka i zawsze nasz los może się odmienić na lepsze.